Fragment tekstu kuratorskiego Bartosza Frąckowiaka towarzyszącego wystawie „Seeing Stones and Spaces Beyond the Valley / Widzące kamienie i przestrzenie poza Doliną”. Wystawa stanowi część Biennale Warszawa 2022 poświęcona jest relacjom pomiędzy technologiami i władzą oraz alternatywom technologicznym spoza Doliny Krzemowej. Cały tekst dostępny tutaj.
Wojna w Ukrainie rzuciła nowe światło na relacje pomiędzy technologią, infrastrukturą i geopolityką. Podejmowane przez władze Rosji próby, które zmierzają do odcięcia jej obywateli od światowej sieci, pokazują, że aktualna forma internetu nie jest niezależna od uwarunkowań lokalnych, zarówno politycznych, jak i geograficznych. Eksperymenty z tworzeniem narodowego internetu – wbrew powszechnej intuicji – sprawiają, że granice wytworzone w świecie cyfrowym stają się zależne od geograficznych granic państwowych, a terytoria cyfrowe splatają się z materialnymi. Sieć nie jest jednolita i gładka, jak zazwyczaj o niej myślimy, ale ma swoje „mury”, wklęsłości, zagęszczenia i geometrię (Luis Drulhe zrobiła świetną pracę na temat przestrzeni internetu – „Krytyczny atlas internetu”), które pozostają w ścisłych relacjach z geografią fizyczną, polityką i globalnymi strukturami władzy. Ten splot technologii z geopolityką najlepiej widać w materialnej infrastrukturze sieci, o której często zapominamy lub po prostu nie wiemy, a której istnienie przesłania m.in. charakterystyczny język mówienia o technologiach.
Język, jakim opisujemy najnowsze technologie, podkreśla ich lekkość, zwinność, ulotność, niematerialność. Mówimy o chmurze i wyobrażamy sobie rozproszone w powietrzu, swobodnie unoszące się cząsteczki danych, które nie mają ciężaru ani fizycznej masy i są niepochwytne. Tymczasem internet, chmura czy to, co pozwala nam doświadczać technologii jako „lekkich”, „zwinnych” i „mobilnych”, w istocie opiera się na bardzo konkretnym szkielecie materialnej infrastruktury. Począwszy od małych routerów domowych, przez kable łączące je z większymi strukturami sieci zarządzanymi przez dostawców usług internetowych (Internet service providers, ISP), takimi jak farmy serwerowe i centra przetwarzania danych, przez punkty wymiany ruchu internetowego (Internet exchange points, IXP), gdzie łączą się ze sobą sygnały różnych dostawców, aż po kręgosłup sieci, czyli duże struktury kabli i światłowodów położone na dnie oceanów i mórz oraz przecinające całe kontynenty, przesyłane są ciągi zer i jedynek kodujące wszystkie informacje z naszego świata.
Dane nie znajdują się w chmurze, tylko na dnie oceanów
Około 95% globalnego internetu płynie aktualnie po dnie mórz i oceanów. Blisko 400 podwodnych kabli światłowodowych łączy różne miejsca na świecie, pozwalając na szybszy transfer informacji pomiędzy niektórymi z nich, a inne (np. Kubę) odłączając od globalnej wymiany wiedzy, usług i produktów cyfrowych. Niektóre z kabli mają kilkadziesiąt kilometrów, inne, przebiegające przez Pacyfik, kilkanaście tysięcy. Muszą wytrzymać silne prądy morskie, osunięcia się skał podwodnych oraz pracę wielkich trawlerów rybackich. Ich instalacja wymaga ciężkiej fizycznej pracy robotników w fabrykach i na statkach.
Analiza mapy węzłów i połączeń tworzonych w ramach tej sieci pozwala na nowo przyjrzeć się planetarnym strukturom władzy i wykluczeń, inaczej opisać relacje pomiędzy centrami i peryferiami, a także zrozumieć istniejące konflikty i współzależności geopolityczne. Gęsta sieć kabli łączy Stany Zjednoczone i Europę, pozwalając na intensywną i szybką wymianę informacji, przede wszystkim pomiędzy centrami finansowymi. Z kolei Afryka ma bardzo niewiele połączeń z Ameryką Południową. Jakie konsekwencje może mieć ograniczona wymiana pomiędzy krajami globalnego Południa przy równoczesnej intensywnej współpracy Północy i Zachodu? Na ile sieć kabli tworzy nowe ośrodki władzy, na ile odtwarza dawne zależności kolonialne, a na ile blokuje określone formy możliwych alternatywnych sojuszy? Odpowiedzi na te wszystkie pytania będą mieć fundamentalne znaczenie dla przyszłości planetarnych stosunków władzy.
Ruch technologii niezaangażowanych i centrum danych w ogrodzie
Algorytmy uczenia maszynowego opierają się na uchwyceniu korelacji pomiędzy zjawiskami, nie potrafią jednak zrozumieć przyczynowości. Jednym z podstawowych błędów takiej perspektywy jest przekształcanie korelacji w przyczynowość. Jeśli np. osoby, które regularnie podróżują, częściej wchodzą w nowe związki, nie oznacza to, że istnieje związek przyczynowo-skutkowy pomiędzy podróżowaniem a trwałością relacji miłosnych czy gotowością do inicjowania nowych. Wydobywając rozmaite dane, uczenie maszynowe może ustanowić w zasadzie dowolny, arbitralny rodzaj korelacji, a następnie przedstawić go jako związek przyczynowo-skutkowy. Algorytmy obsesyjnie „dopasowują krzywą”, wytwarzając rozmaite korelacje bez podawania wyjaśnień. Dlatego sztuczna inteligencja nie ma głębszego wglądu w pewne zjawiska, nie rozumie ich i nie może wyjaśnić. Uznawanie korelacji za związki przyczynowo-skutkowe staje się niebezpieczne wtedy, kiedy wchodzimy w obszar przewidywania przyszłości, czyli algorytmicznej predykcji. Skoro algorytmy sztucznej inteligencji stosowane są w procedurach granicznych, w kryminalistyce i do podejmowania decyzji w sytuacji wojennej, może się okazać, że działania wyprzedzające, które stanowią odpowiedź na rozmaite predykcje, są całkowicie nietrafione i fałszywie tworzą podejrzanych, kryminalizują niewinnych czy wskazują błędne cele ataku.
Równie ryzykowne jest zawierzenie naszej przyszłości sztucznej inteligencji, która tylko odtwarza przeszłe wzorce, nie może wykryć tego, co nowe, niweluje innowacje, a dodatkowo opiera swoje wizje przyszłości na korelacji zjawisk z przeszłości. W takiej sytuacji niezwykle ważne staje się odwołanie do kreatywności i sprawczości ludzkiej. To człowiek może wyjaśnić relacje przyczynowo-skutkowe między zjawiskami i stworzyć plan, w którym, przechodząc od punktu do punktu, będziemy zmierzać do realizacji przyszłości, jakiej naprawdę chcemy. To ludzka wyobraźnia może wytworzyć obrazy czy wizje wcześniej niewyobrażone, a ludzka myśl – idee wcześniej niepomyślane. Kiedy używamy w tytule naszej wystawy wyrażenia „poza doliną”, zależy nam na wyjściu poza wyobrażeniowe ramy stworzone przez firmy, dyskurs i praktyki Doliny Krzemowej, ale też na tym, by bezustannie pracować z poszerzaniem granic własnej wyobraźni, rozciąganiem jej, twórczym kwestionowaniem oczywistości – nie tylko w celu odsłaniania niesprawiedliwości i relacji władzy, ale też po to, by tworzyć pole dla potencjalności, twórczych praktyk i idei. By wychodzić poza dolinę naszej wyobraźni, sprawdzać i testować to, co wydaje się nieprawdopodobne, nieosiągalne, alternatywne, niezgodne z istniejącym paradygmatem, a co pozwala myśleć o lepszym świecie, poza mrokiem, poza apokaliptyczno-katastroficzną doliną. (…)
Wyobraźmy sobie, że zamiast centrów danych, w których przechowywane są informacje zapisane w postaci kodu binarnego, zaczniemy skutecznie i efektywnie kodować dane – teksty, filmy, fotografie, dźwięki – w DNA roślin lub innych organizmów. W DNA zakodowane zostały już utwory Milesa Davisa, mowa Martina Luthera Kinga Jr. I Have a Dream, fotografie, sonety Szekspira, wirus komputerowy i wiele innych informacji. Zamiast ponad 8 tysięcy centrów danych, zużywających bezcenne zasoby wody i generujących duży ślad węglowy, moglibyśmy tworzyć ogrody-archiwa, w których przechowywane byłyby nasze prywatne dane, i palmiarnie danych, w których gromadzona byłaby wiedza kluczowa dla ludzkości. Jeden gram DNA pozwala na zakodowanie około miliona gigabajtów danych. Oznacza to, jak pisze Mél Hogan, że wszystkie dane, które aktualnie wytwarzamy na całym świecie, zmieściłyby się w pojemniku wielkości bagażnika samochodowego. Co więcej, zamrożone DNA jest bardzo trwałe i może być przechowywane w takim stanie przez 2 miliony lat. Tę możliwość eksploruje pokazywana na wystawie praca kolektywu Grow Your Own Cloud Data Garden. (…)
Wszystkie strategie dekolonizacyjne były zawsze aktami wyobraźni, dlatego również teraz tak ważne jest stworzenie alternatywnych wyobrażeń związanych z danymi i technologiami. Couldry i Mejias proponują, by powołać ruch technologii niezaangażowanych (na wzór ruchu państw niezaangażowanych), który m.in. bojkotowałby technologie ekstraktywistyczne i stosował alternatywne technologie, prowadziłby do niekupowania lub nieakceptowania „darmowych” produktów monopoli cyfrowych, odzyskiwałby dane (i produkty z nich powstałe) w imieniu tych, którzy je stworzyli, wprowadzałby podatki i sankcje wobec Big Techów, by w ten sposób naprawić szkody wyrządzone przez ich technologie, pracowałby nad nową wyobraźnią i nowymi formami społeczności bez technologii ekstraktywistycznych i związanych z nimi poważnych kosztów oraz tworzyłby solidarność, która łączyłaby w skali globalnej „niezaangażowane jednostki i społeczności na całym świecie siłą zbiorowej wyobraźni i na drodze wspólnego działania”.
Te pomysły stanowić mogą inspirujący punkt wyjścia do własnych eksperymentów z alternatywami technologicznymi: do tworzenia nowych idei, prototypów, organizacji i kolektywów zdolnych budować nowy – demokratyczny, sprawiedliwy i równiejszy – świat. Jedno wiemy na pewno – w tym świecie technologie kształtować będą większość zjawisk politycznych, egzystencjalnych, społecznych, ekologicznych i ekonomicznych. Od nas zależy, w jaki sposób go urządzimy.